Okoliczności przyrody na wyspie Siquijor (czyt. sykihor) są absolutnie fenomenalne. Człowiek dostaje tu wszystko: od lazurowej wody i piaszczystych plaż, poprzez wysokie skaliste klify, gęstą liściastą dżunglę z najrozmaitszą roślinnością i egzotycznymi zwierzętami, po strome zbocza, malownicze górskie wodospady z ciepłą, pozwalającą na relaksującą kąpiel wodą i w końcu grzbiety i górskie szczyty, z których rozciągają się zapierające dech w piersiach panoramiczne widoki nie tylko samego Siquijoru i oblewających go płytkich turkusowych wód, ale i okolicznych wysp Cebu, Apo, Mindanao i Negros Oriental.
Wyspa została odkryta podczas hiszpańskiej wyprawy operującej w rejonie Visyas pod dowództwem Miguela Lopeza Legazpiego, konkretnie przez oddział dowodzony przez Miguela Rodrigueza w roku 1565. Zdobywcy nazwali ją Wyspą Ognia lub Isla del Fuego ze względu na rozświetlającą łunę wytwarzaną przez kłębiące się nad nią milionowe chmary świetlików. Visayska legenda głosi, że wyspa wypiętrzyła się spod dna oceanu w blasku błyskawic i wśród przerażającego huku grzmotów wskutek ogromnego kataklizmu – tropikalnej burzy połączonej z magiczną aktywnością sejsmiczną na kosmiczną skalę, czego dowodem mają być rzeczywiście znajdowane po dziś dzień wysoko w górach muszle gigantycznych mięczaków.
Dopłynęliśmy tutaj z Monią już jakiś czas temu i planujemy chwilę zostać, by odpocząć nieco od skutków tajfunu na Bantayanie, głównie braku prądu, internetu i bieżącej wody, a także zapomnieć choćby na jakiś czas o wszechobecnym ryku pił mechanicznych (bo z tysiącami zalegających wszędzie zwalonych palm trzeba sobie przecież jakoś poradzić) i stuku młotków z wprawą wbijających gdzie trzeba miliony gwoździ. Tajfun to nie tylko jednodniowy kataklizm, ale następujące po nim długie i uciążliwe miesiące przywracania dotkniętych terenów do stanu sprzed tragedii. Wszystkie materiały budowlane zakupione dla mieszkańców wioski Marikaban dzięki ofiarności naszych przyjaciół i rodziny zostały dowiezione, miejscowi zabrali się wtedy do pracy (w sumie raczej niespiesznie, co zresztą już nie dziwi), więc uznaliśmy, że przyszedł czas na przerywnik.
Wyspa Siquijor słynie z czarów, czarnej magii, duchów, wampirów i filipińskich uzdrowicieli, o których wspominał nawet nieoceniony ksiądz Natanek w swoim pamiętnym kazaniu. Do dziś lubię wracać do tej epickiej homilii, by poprawić sobie humor. Skutek gwarantowany, działa niezawodnie. Owa metafizyczna sława robi jednak trochę wyspie reklamę na zasadzie miecza obosiecznego – jednych, szczególnie zainteresowanych spirytualizmem i demonologią fascynuje i przyciąga od lat, innych zaś, zwłaszcza zabobonnych Filipińczyków skutecznie odstrasza. Dla nas to ani wartość dodana, ani odjęta. Niech sobie ludzie palą kryształy, wróżą z dymu, wywołują duchy i rozmawiają ze zmarłymi jeżeli im to tylko sprawia przyjemność i ubogaca życie. Na zdrowie. Nie bierzemy udziału, bo ta sfera ludzkiej aktywności najzwyczajniej w świecie nie zazębia się z naszą.
Na dzień dobry byliśmy mocno zaskoczeni. Miasteczka wydały się malutkie, knajpek jak na lekarstwo, sklepy pozamykane już wczesnym wieczorem, ulice opustoszałe, wszystko było jakieś takie, z braku lepszych słów… dziwne, inne. Człowiek to chyba jest takie zwierzę, które łatwo przyzwyczaja się do otoczenia i zmieniając je gwałtownie w sposób naturalny czuje się nieswojo, może nawet lekko niekomfortowo. Oczywiście tę strefę własnego komfortu należy poszerzać i tak dalej, bo inaczej to by człowiek nigdy donikąd nie pojechał, acz nie zmienia to faktu, że do nowego miejsca zawsze trzeba przywyknąć, poznać je i oswoić. Przynajmniej tak to zwykle bywa w naszym przypadku. Będziemy mieli na to czas.
Postanowiłem skorzystać z sugestii, by posty na blogu były krótsze, za to pojawiały się częściej. Podzieliłem więc gotowy już materiał na krótsze rozdziały, mam nadzieję, że bez większej straty dla kompozycji. Pozdro.
czerwone pryszcze już nie psują mi twarzy,
sam też stoję trochę z boku,
wiem, że dobrze jest być i dobrze jest mieć,
już nie mieszkam w bardzo długim bloku. za grabażem.
Ale bym tam jeżdżał na endurzu!:)
Niektóre miejsca są super, lokalna młodzież czasem korzysta. Poza tym, o koncepcie zakazu wjazdu do lasu nikomu się nie śniło, a i długimi kilometrami nie spotyka się nikogo :-)
Weź mnie nie dobijaj ;)
Pamiętaj, że te miejsca się donikąd nie wybiarają.
Takie miejsca są najlepsze na odpoczynek. Dobrze jest czasem schować się w miasteczku z jednym sklepem na krzyż – wiem po sobie.. :) Swoją droga fajnie, że wypad Wam się udał ;)
Dzięki. Z pewnością każda z wysp ma swój niepowtarzalny urok, a zimne piwko pod wiatą w miasteczku to zawsze jest mistrzostwo świata. Pozdro.
I jeszcze to. Zbieg okoliczności? Przypadek? Nie sądzę, więc ratujcie ;-)
Wyspa czarownic. Jakieś czary i demony.
Coś musi być na rzeczy :-)
#satanApproved
no raczy!
Życie :/
łot, postęp..
Niestety na to wygląda…