Każdy dzień na wyspie rozpoczynamy od szklanki wody kokosowej. Jest to rewelacyjnie orzeźwiający napój pozyskiwany z wnętrza młodego owocu palmy kokosowej, często nazywany naturalnym izotonikiem i zaliczany do najzdrowszych produktów naturalnych.
Woda kokosowa to prawie klarowny, niskokaloryczny, hipoalergiczny płyn stanowiący naturalne źródło enzymów wspomagających metabolizm, witamin z grupy B, witaminy C, potasu, magnezu i wapnia z małą zawartością cukrów prostych. Woda jest sterylnie czysta i dzięki temu, że posiada taki sam poziom elektrolitów co osocze, podczas II Wojny Światowej była w tym rejonie świata przetaczana żołnierzom w zastępstwie krwi brakującej do transfuzji. Bywa też stosowana dożylnie w celu szybkiego nawodnienia organizmu i uzupełnienia elektrolitów, jednak nie polecam próbować tego w domu.
Powoli trudno wyobrazić sobie poranek bez tego ożywczego napoju – woda jest pyszna wprost z otwartej skorupy, ale jeszcze lepiej smakuje schłodzona. Wnętrze najmłodszych kokosów wyściełane jest cienką warstwą delikatnie ściętej przepysznej galaretki, z czasem twardniejącej w bielmo orzechów, z którego produkuje się miedzy innymi wiórki kokosowe.
Woda kokosowa jest czasem mylona z tłustym mleczkiem otrzymywanym z miąższu lub olejem tłoczonym z dojrzałej kopry. W rzeczywistości to trzy zupełnie różne produkty. W ogóle palma kokosowa nazywana jest na Filipinach Drzewem Życia, co nie dziwi, bo miejscowi znaleźli setki zastosowań dla praktycznie każdej części rośliny i w najróżniejszych dziedzinach. Naprawdę trudno sobie wyobrazić bardziej uniwersalny dar natury. Wrócę do tego tematu kiedy indziej.
Średniej wielkości kokosy dostępne w Santa Fe zawierają około pół litra płynu, a standardowa dostawa dwudziestu sztuk wystarcza nam na tydzień. Dzięki codziennemu rytuałowi dochodzi się do konkretnej wprawy w operowaniu maczetą, przynajmniej w tym zakresie, a szybkie ścinanie okrywającej skorupę grubej włóknistej powłoki sprawia całkiem sporo satysfakcji.
Ale nie była to w naszym przypadku miłość od pierwszego łyku. Temat traktowaliśmy raczej jako ciekawostkę, pijaliśmy sporadycznie, choć już wtedy słuchaliśmy opowieści o jej nadzwyczajnych właściwościach i korzystnym wpływie na zdrowie. Regularne picie polecił nam spotkany na Filipinach Grzegorz – botanik z Beskidu Żywieckiego, były przedstawiciel handlowy z branży medycznej, czy tam farmaceutycznej, w każdym razie kojarzącej się z konkretnym pieniądzem. Mówimy na niego Kambodża ze względu na lokalizację jego byłego biznesu oraz niegdysiejsze zamiłowanie do odzieży moro.
Po zakończeniu kariery korporacyjnej założył w Milówce rozległe arboretum, w którym poza zwiezionymi z całego świata egzotycznymi roślinami trzyma zwierzęta gospodarskie (wśród nich sprowadzone z myślą o bezkrwawej corridzie hiszpańskie byki rasy toro bravo), produkuje lecznicze octy, miody pitne, wina, zdaje się, że zajmuje się też ziołolecznictwem. Ogólnie koncentruje się obecnie na dość interesującej wszechstronnej działalności z zakresu medycyny naturalnej. Na Filipinach poddawał się wielodniowym głodówkom podczas których przyjmował wyłącznie wodę kokosową. Oczywiście przestrzegam przed wdrażaniem tak ekstremalnych procedur, a już na pewno bez przygotowania i podstawy teoretycznej. W każdym razie w tamtym przypadku pacjent przeżył.
Poza działaniem promującym zdrowie i dobre samopoczucie wodzie kokosowej przypisuje się kilka właściwości leczniczych, między innymi wspomaganie pracy tarczycy i nerek, zapobieganie infekcjom wewnętrznym dzięki właściwościom bakteriobójczym, regulowanie ciśnienia krwi, a nawet skuteczne działanie antykacowe. Choć przyznaję, że trafiłem również na opinie specjalistów twierdzących, że jeżeli chodzi o zaawansowaną medycynę, nie wszystkie zalety przypisywane wodzie kokosowej znajdują potwierdzenie w wynikach wiarygodnych i powtarzalnych badań naukowych. Harvard, żeby nie było. Tak czy inaczej bardzo polecamy, sami od dawna jesteśmy kupieni. Zdaje sobie sprawę, że w Polsce może być problem z dostępnością i ceną, ale w ramach eksperymentu warto przy okazji spróbować. Pozdro.
Woda kokosowa – wartość odżywcza
czerwone pryszcze już nie psują mi twarzy,
sam też stoję trochę z boku,
wiem, że dobrze jest być i dobrze jest mieć,
już nie mieszkam w bardzo długim bloku. za grabażem.
Pierwszy dzień na Sipalay i już mamy swoich dostawców cudownej wody. Dodam, że w cenach konkurencyjnych niż Santa Fe ;)
Myślę, że dalibyśmy radę potargować i u naszego dostawcy Katarzyna, no ale z drugiej strony :-) https://www.youtube.com/watch?v=uZcPtI7McjY
Sami sie po nie wspinacie?:)
Dziewczyny zdobywają nowe umiejętności ;)
W życiu. Na otwarte złamania ta woda podobno jednak nie pomaga ;-)
Proste, złamań nie będziemy otwierać :)
Próbowałam ostatnio na Bali. Zupełnie mi nie smakowała :(
Spotkałem się z taką opinią Aurelia. Choć jej osobiście nie podzielam, to nie dyskutuję, bo to sprawa indywidualnego gustu. Nic na siłę. Albo może spróbuj schłodzonej?
Zrobiliście mi smaka idę sobie ciachnąć. Na zdrowie!
Cheers :-)
Następnym razem jak przyjedziemy na Filipiny będziemy pic codziennie
hehe, nic nowego ;-)
Już za trzy dni tam bedziemy.
Super, nie zapomnijcie się odezwać :-)
Na pewno się znajdziemy. Befziemy na tej samej plaży.
Awesome :) Miss ya:)
Same here, trzymajcie się :-)
Spoko fryz! ;)
Monia mówi, że dzięki ;-)
Mleko jak mleko ale ten motor to istny pogromca szos :-) Pzdr z Rotterdamu
Daje radę mimo nikczemnej urody ;-)
Coco Jambo i do przodu :)
na zdrowie
Zachęcony tym co przeczytałem postanowiłem spróbować. Udało się dostać w jednym z supermarketów. Nie wiem czy to jednarazowa akcja czy może będzie to produkt dostępny w stałej ofercie. Przyznaję, że woda smaczna i gdyby nie to, że wołają dychę za sztukę to pewnie też piłbym ją codziennie. Pozdro
Super, na zdrowie. Nasz źródełko jest jednak sporo tańsze, jakby co, to zapraszamy. Pozdro :-)
Buko. :)