Na pierwszy dzienny rekonesans wybraliśmy się spacerem. Do centrum miasteczka zszedł może kwadrans, ale tutaj mało kto chodzi piechotą i też już raczej odwykliśmy. Zatem szybka runda do portowej dojazdówki, parę słów z kierowcami motorowych tricykli oczekującymi na dobicie promu z Dumaguete, a raczej na pasażerów, których przywiezie, a już zupełnie dokładnie to na ich pieniądze.
No więc parę słów z nimi i wyhandlowaliśmy nowy motorek z przebiegiem 400km za atrakcyjną cenę 3000 pisiorów miesięcznie. Cena wyjściowa wynosiła 300 piso za dzień, coraz lepiej nam idzie to targowanie z miejscowymi. Dodatkowo, dużo się człowiek uczy rozmawiając z nimi, bo często dochodzi do zabawnych nieporozumień spowodowanych różnicami kulturowymi, światopoglądowymi itp. i te nieporozumienia w drodze pogawędki się rozwiązuje, a raczej rozplątuje, a że jest dużo czasu i mało kto się spieszy, zwykle się udaje, poruszając przy okazji kilka wątków pobocznych.
Nigdy w życiu nie kupiliśmy nowego pojazdu (poza rowerem), a tu na serio trafiła się sztuka wyglądająca jakby wczoraj wyjechała z salonu, więc byłem przeszczęśliwy. Nad wszechstronnością Hondy XRM rozpływałem się wielokrotnie. Siquijor jest jednak wyspą mocno górzystą, a wcale nie ogromną, co sprawia, że często trzeba pokonywać długie, strome i wymagające dla silnika o małej pojemności podjazdy. Z przykrością muszę przyznać, że motorek ledwo daje radę, non stop trzeba wachlować wajchą czterobiegowej skrzyni, a i często spore odcinki pokonywać na ryczącej jedynce. W tej temperaturze, przy wysokich obrotach i niskiej prędkości (silnik chłodzony powietrzem) motorek dostaje niestety mocno w dupę. Dobry ziom Mareczek pracuje w Dublinie w wypożyczalni samochodów i powiada, że pojazdy z takich przybytków traktowane są jak kobiety w przybytkach rozpusty – każdy wyciska ile się da, a nie szanuje nikt. Porównanie, choć w odniesieniu do kobiet brzmi dość przygnębiająco, uważam za trafne i dowcipne. Nam akurat żal tego motorka, bo rzeczywiście w górach eksploatowany jest bez litości, inaczej nie da rady.
Ze względu na ukształtowanie terenu, wszechobecnych na północy kurzych ferm się tu nie buduje, bo wymagają płaskich przestrzeni o znacznej powierzchni. Za to z podziwem obserwujemy wydzieranie naturze fragmentów gruntu i zamienianie ich ogromnym nakładem pracy w tarasy pod pola ryżowe. Rolnictwo na filipińskiej prowincji, w porównaniu do tego, do czego przywykliśmy, jest bardzo prymitywne. Pola orze się jednoskibowymi, drewnianymi pługami domowej produkcji, w które zaprzęga się woły, plony zaś zbiera się ręcznie. Niedawno zdałem sobie sprawę, że od czasu przyjazdu ani razu nie widziałem traktora, ani innej mechanicznej maszyny rolniczej. Może się to wydawać niewiarygodne.
Drogi górskie to jest bajka i marzenie każdego kierowcy. Gładki jak lustro nowy asfalt, piękne zakręty, wspaniałe widoki, zjazdy, podjazdy, skręcamy w góry przy każdej możliwej okazji. Wyspę okala bowiem płaska droga wzdłuż wybrzeża, ale po pierwsze trzeba nią czasem znacznie nadłożyć kilometrów, a po drugie któż nie skorzystałby z rewelacyjnej filipińskiej Transfogarskiej. Jeżdżąc tak przez parę dni tymi drogami zastanawiałem się kto za to płaci i dlaczego, bo długimi kilometrami nie spotykało się tam nikogo, ani nie natrafiało na żadne osady. Z ekonomicznego punktu widzenia wygląda to wszystko na jedną wielką pomyłkę. Fama głosi, że tutejszy prominentny polityk, poza piastowaniem publicznego stanowiska, prowadzi również do spółki z synem przedsiębiorstwo budowlane i zgarnia wszystkie lukratywne kontrakty na roboty komunalne, a dzieje się w tym temacie naprawdę sporo. Dodatkowo, firma jest podobno wyjątkowo skuteczna w pozyskiwaniu publicznych funduszy na te wszystkie fanaberie z jakiegoś bardziej centralnego budżetu. Osoba, z którą poruszyliśmy ten temat nazwała proceder wprost zalegalizowaną formą korupcji, przekrętem w majestacie prawa. Jaka jest prawada nie wiem, skłonny jestem podejrzewać, że nawet jeżeli to prawda to podobne mechanizmy z powodzeniem sprawdzają sie i w innych rejonach świata.
czerwone pryszcze już nie psują mi twarzy,
sam też stoję trochę z boku,
wiem, że dobrze jest być i dobrze jest mieć,
już nie mieszkam w bardzo długim bloku. za grabażem.