Kwiat bananowca to popularny składnik kuchni azjatyckich, często też nazywany sercem bananowca. Można podawać go na wiele sposobów, na surowo z ostrym sosem do maczania, duszony lub gotowany jako składnik zup lub gulaszy.
Kilka przepisów z jego wykorzystaniem pojawi się tu wkrótce w ramach ciekawostki.
Serce bananowca może być różnej wielkości – od 15 do nawet 50cm długości, jest owalnego kształtu, a zewnętrzne liście mają ciemny purpurowy kolor. Obierając kwiat bananowca warto założyć rękawiczki lub posmarować ręce olejem aby uniknąć zabarwienia skóry.
Obrany i pokrojony kwiat szybko ciemnieje i nabiera gorzkiego smaku. Aby temu zapobiec należy zawczasu przygotować miskę z 4 szklankami wody i 5 łyżkami soli, octem lub sokiem z limonki i umieścić w niej kawałki serca po obraniu.
Jak obrać serce bananowca, krok po kroku.
Kwiat obieramy z ciemnych wierzchnich liści. Można je wykorzystać jako naczynia i podać na nich gotową potrawę lub wyrzucić. Ja wyrzucam. Znajdujące się pod niki liście koloru jasno różowego są już jadalne. Kroimy je na mniejsze kawałki i moczymy w wodzie. Kwiat obieramy do momentu, aż pojawią się liście zbyt małe do obrania.
Pod każdym liściem znajdują się białe słupki – zalążki, z których w przyszłości wyrosłyby banany. Z każdego z nich usuwamy 2 niejadalne części – wyglądający jak wykałaczka pręcik i małą, elastyczną prawie przezroczystą cząstkę w formie rynienki. Następnie zalążki kroimy na mniejsze kawałki i moczymy w wodzie.
Po zdjęciu liści otrzymamy bladożółte właściwe serce, które przekrawamy wzdłuż na pół. Od razu puszcza ono kleisty sok, więc warto przedtem posmarować nóż olejem. Obie połówki drobno kroimy i moczymy wodzie z liśćmi i zalążkami przez 2 godziny.
Tak przygotowane serce jest gotowe do użycia. Przykryte w misce z wodą i solą (octem lub sokiem z limonki) może być przechowywane w lodówce do dwóch dni. Przepisy i wrażenia wkrótce. Zapraszam.
Super fachowo!
Ja robiłem sałatkę z kwiatu bananowca na plaży w Palolem instruowany przez miejscowego. Był niewątpliwie mniej ortodoksyjny (miejscowy, nie bananowiec) i chyba przez to wydaje mi się mniej fachowy niż Ty, Moniko (wykorzystaliśmy większą część kwiatu).
Sałatka smakowała Goańczykom – zjedli całą michę, ale następnym razem spróbuję ją zrobić według Twoich wskazówek.
Czytam tego Waszego bloga od dechy do teraz i czuję się zmuszony do wazeliniarsko amerykańskiego: WOW!
Chciałbym zawsze trafiać w necie na tak dowcipnie, lotnie i dobrze po polsku pisanego bloga. Wierzcie mi, że niełatwo o to! No i kulinaria! Jestem osobą gotującą (nawet miałem przez kilkanaście lat żydowską knajpę) i jestem zachwycony Twoją inwencją w tej materii Moniko!
No dobra, nie przynudzam już tylko zajrzę do Was bliżej lutego:-)
Siema Sułek, dzięki za komentarz i miłe słowa o blogu, bo zawsze cieszą. Polecamy się na przyszłość, a gdybyście wybierali się na Filipiny zapraszamy do kontaktu na wypadek, gdybyśmy mogli coś doradzić w miarę możliwości. Pozdro.