Danie nazwaliśmy Lechon Emperador. Najlepszą świnia na Filipinach występuje właśnie w tej okolicy, mówią na nią lechon cebuano (od pobliskiej wyspy Cebu) i to wyjaśnia pierwszą część nazwy.
Zatem świniak zalany jest Emperadorem, emperador to znaczy cesarz, więc lepiej by było, żeby to wszystko wyszło smakowite. Lecę do chłopaków na ogród. Dochodzi piąta po południu, Polacy, Anglicy i Filipińczycy mają taką tradycje, że o piątej otwierają już na legalu browara. Zdrówko.
Post scriptum: Świniak zarządził całą okolicą, wyszedł po prostu rewelacyjnie, kolor bajka, piekł się dłużej niż ten pierwszy, bo nad mniejszym paleniskiem, ale warto było poczekać. Jak zwykle wokół centrum całego zamieszania, zarówno na terenie ogródka, jak i za płotem zebrał się mały tłumek znajomych, bo chociaż przy samym zwierzaku pracuje z czterech, pięciu chłopaków, zawsze jest to jakieś wydarzenie i się we wsi po prostu wie, że coś jest na rzeczy, więc ziomki się schodzą (był też szaman, ten, u którego dwa dni wcześniej byliśmy na urodzinach), tym razem dodatkowo zaciekawieni nasza specjalną alkoholowa marynatą.
Wytłumaczyliśmy chłopakom genezę nazwy, zdradziliśmy sekrety receptury, ogólnie wszyscy zaintrygowani pomysłem i zachwyceni smakiem (bo rzeczywiście było to bardzo smaczne, ale trudno powiedzieć w jakim stopniu to zasługa brandy), a jeden z nich z powaga na to: ‘Jak będę miał kasę, też sobie każe upiec Lechona Emperadora.’ Trochę się pośmialiśmy. Całą wieś o tym gada: przybysze z innego świata (oczywiście z pomocą miejscowych speców od tematu) upiekli dla wszystkich prosiaka, o jakim nikt wcześniej nie słyszał. Tak się właśnie tworzą legendy.
czerwone pryszcze już nie psują mi twarzy,
sam też stoję trochę z boku,
wiem, że dobrze jest być i dobrze jest mieć,
już nie mieszkam w bardzo długim bloku. za grabażem.