W San Juan odbywa się właśnie doroczna Fiesta co oznacza, że w miasteczku sporo się dzieje. Wzdłuż drogi głównej ustawiono jarmarczne stragany z badziewiem najróżniejszej proweniencji, kilka dni temu zakończył się turniej koszykówki, w którym zmagały się reprezentacje poszczególnych sołectw powiatu, wokół naturalnego basenu w centrum wyrosły stoiska grillowe w ramach Sugba Sugba Festival, czyli wielkiej dymiącej imprezy kulinarnej połączonej w konsumpcją napojów wyskokowych co wieczór kończącej się występami muzycznymi na żywo i nocnymi pląsami pod gołym niebem. Przygotowania trwały tygodniami, a takiego wysiłku nie wkłada się w jednodniową popierdółkę. Jednym słowem jest zajebiście.
Wymagająca logistycznie i finansowo ogromna jak na tutejsze warunki impreza organizowana jest w miejscowości, której mieszkańców dałoby radę upchać do pierwszego lepszego polskiego mrówkowca, ale przybywają tłumy. Miasteczko żyje Fiestą i w niczym nie przeszkadza fakt, że jest środek tygodnia – zjawia się głównie młodzież, ale widok rodzin z dziećmi, czy osób w zacnym wieku nie jest niczym nadzwyczajnym. Trzeba po raz kolejny przyznać, że rozrywkowy duch w tym narodzie nie ginie.
Kliknij >>>TUTAJ<<< by polubić stronę na Facebooku i być na bieżąco z blogiem i Filipinami
Nieodłącznym elementem obchodów są doroczne wybory Miss San Juan – cieszące się dużym zainteresowaniem zmagania lokalnych piękności. Zdaję sobie sprawę, że pozbawione poczucia humoru oświecone europejskie feministki zabawę tego typu uznają dziś za przejaw zacofania wyrażonego przedmiotowym traktowaniem kobiet, ale bez jaj.
W przypadku zawodów dziecięcych powiedzmy, że rozumiem zastrzeżenia, bo rzeczywiście na Zachodzie wskutek przerostu ambicji nowoczesnych mamuś przyjmują one formy wręcz karykaturalne i taki koślawy obraz projektowany jest automatycznie na inne rejony świata, a to błąd.
Zresztą dziś piszę o dorosłych dziewczynach, dla których udział w konkursie to nie tylko frajda, ale i nobilitacja – przeżycie absolutnie wyjątkowe, once in a lifetime experience, na które czeka się niecierpliwie, z zazdrością i podziwem obserwując starsze koleżanki na przestrzeni lat.
Co do samego wydarzenia to można powiedzieć, że przebiegło bardzo po filipińsku. Rozpoczęło się z ponad godzinnym opóźnieniem, co w sumie kogoś, kto mieszka tu od prawie czterech lat dziwić już nie powinno. Pamiętając o modnej niepunktualności zjechała się w pełnej galanterii śmietanka polityczno-biznesowa ze wszystkich pięciu magistratów, a gdy większość sali wypełniła się dostojnymi gośćmi wodzirej wśród aplauzu i pisków przystąpił do przedstawiania stremowanych, acz uroczych kandydatek.
Wówczas Prosielco – miejscowy dystrybutor energii elektrycznej – najwyraźniej uznał, że to doskonały moment na konserwacyjną przerwę w dostawie prądu zamiast jęku zawodu przywitaną jeszcze intensywniejszym piskiem. Okazało się, że generatory jakimi dysponował samorząd nie były w stanie obsłużyć scenicznego nagłośnienia i światła, więc przez kolejną godzinę dygnitarze w ciemności oczekiwali na łaskę energetyków, a młodzież zajęła się łapaniem rzadkich pokemonów, których akurat podobno nie brakuje.
Prąd przywitano aplauzem równie entuzjastycznym jak uprzednio mrok i kolejne pięć godzin wypełniły prezentacje czarujących kandydatek w najróżniejszych kreacjach, z czego najbardziej żywiołową reakcję publiczności wywołały naturalnie te najbardziej skąpe. Tu nie będę się wdawał w szczegóły, szczerze mówiąc dłużyzna przedstawienia nieco mnie znużyła – spędziliśmy tam łącznie siedem godzin, co było wyczerpujące dla wszystkich, a chyba najbardziej dla samych dziewczyn.
Nie mogło obyć się bez regularnych awarii sprzętu grającego, pomyłek w doborze podkładu muzycznego, nieczynnych mikrofonów i tym podobnych nikomu w niczym nie przeszkadzających elementów inscenizacji. Nie wiem jak to działa, ale na serio ma swój charakterystyczny lokalny koloryt. Monia stwierdziła, że ten konkurs to Filipiny w pigułce i kto zgłasza zastrzeżenia, temu nie będzie się tu podobać.
Gdy ku uciesze zgromadzonych ogłoszono dekorację zwyciężczyń okazało się, że do rozdania jest na oko z pięćdziesiąt tytułów pocieszenia, trwało to wszystko wieki i brakowało chyba tylko szarfy Miss Pępka. A gdy konferansjer przejętym tonem obwieścił, która z dziewczyn zajęła drugie miejsce naród jak jeden mąż powstał z krzeseł i ruszył w kierunku wyjścia nie czekając nawet na koronację nowej królowej. Mam nadzieję, że wiedziała czego się spodziewać i nie było jej bardzo przykro. My ze swej strony serdecznie gratulujemy.
Kliknij >>>TUTAJ<<< by polubić stronę na Facebooku i być na bieżąco z blogiem i Filipinami
czerwone pryszcze już nie psują mi twarzy,
sam też stoję trochę z boku,
wiem, że dobrze jest być i dobrze jest mieć,
już nie mieszkam w bardzo długim bloku. za grabażem.