Rozmowy w drodze. Prawda czasu i prawda przekazu.

Pamiętam jak kumpel wrócił dawno temu z jakiejś wymiany licealnej w Niemczech, na której poznał nastolatka z zamożnej meksykańskiej rodziny. Ten Meksykanin, nie wiem, czy z niewiedzy, czy w ramach wkrętki sprzedał mu sensacyjną historię jakoby popularny napój wysokoprocentowy o nazwie mescal miałby być destylowany ze sfermentowanego zacieru sporządzonego na bazie krowich ekskrementów.

Dowodem miał być fakt, że do butelek z wyższej półki wrzuca się robaki, a raczej larwy owadów, które się niby w krowich plackach rozwijają. Ziom tę historię wtedy kupił i był święcie przekonany o jej słuszności, no bo kto lepiej może znać się na tym narodowym trunku niż Meksykanin z krwi i kości.

 

W podobną pułapkę łatwo wpaść przy okazji odwiedzin kraju, o którym ma się mgliste pojęcie. Wyciągać wnioski i formułować oparte na nich teorie na podstawie kilku rozmów z przypadkowo poznanymi osobami, traktować ich przekaz jak wiedzę objawioną i łykać bezkrytycznie.

Niestety to błąd, bo jak powszechnie wiadomo, ludzie bywają różni i ich przekazy, zwłaszcza sensacyjne lub niewiarygodne, warto skonfrontować z tym, co mają do powiedzenia inni. Don Vito nigdy nie podejmował decyzji po wysłuchaniu tylko jednej ze skonfliktowanych stron ;-)
Problem nie zawsze wynika ze złej woli, ignorancji, czy twórczego humoru, zwanego czasem konfabulacją. Nasza koleżanka Gocha przeprowadziła na wyspie kilka wywiadów z miejscowymi poszkodowanymi przez zeszłoroczny tajfun Yolanda i mocno zdziwiły ją różnice w relacjach.
Przekazy różniły się niekiedy znacznie i nawet co do kwestii, które zapamiętać teoretycznie nietrudno, takich jak na przykład chronologia. Przy czym większość z opowiadaczy była przekonana o słuszności i precyzji właśnie swojej relacji. Myślę, że w tym przypadku nieścisłości można wytłumaczyć stresem.
Zastanawiamy się czasem, czy w ogóle istnieje coś takiego jak relacja obiektywna i dochodzimy do wniosku, ze nie za zbytnio. Tak samo jak ciężko o obiektywne dziennikarstwo reporterskie, bo nie robią go roboty, a ludzie z krwi i kości, czyli z natury podatni na emocje. Pamięć ludzka nie jest doskonała, dochodzą kwestie rożnic charakterologicznych, odebranej edukacji, bystrości, zdolności zachowania spokoju i ogólnie prowadzenia rozmowy. Pomijam kwestie afiliacji politycznych, zależności redakcyjnych i innych tego typu chorych układów, bo to trochę inny temat.
Na szczęście mam wrażenie, że ludzie tutaj umieją rozmawiać, albo po prostu rozmawiają inaczej. Fajnie się z nimi gada i bardzo to lubię. Przede wszystkim poza mówieniem starają się też posłuchać opowieści skądinąd, a w kwestiach spornych mają świadomość, że z polemiki może wyniknąć porozumienie. Nie boją się pod wpływem czyichś argumentów zweryfikować własny punkt widzenia.
To dla nas cenna lekcja i fundamentalna różnica w stosunku do Polski, gdzie przyznanie się do błędu jest powodem do wstydu, potwierdzeniem osobistej porażki i głupoty. Mechanizm jest uniwersalny – działa zarówno w dyskursie publicznym, jak i przy okazji zwykłych rozmów towarzyskich, zwłaszcza anonimowej wymiany poglądów w internecie. Dyskusja to jest wojna. Kto bez winy, niech pierwszy pisze, żem debil ;-)
Obawiam się, że sami wypowiadamy się tu niekiedy pryncypialnie i zamieszczamy opinie, które mogą wydawać się kategoryczne i radykalne, bo czego się już na świecie nie widziało. Lekki obciach, ale taki to już jest chyba sympatyczny i niegroźny urok neofity w wielu dziedzinach po liźnięciu ich powierzchni.
Pułapka nie jest niebezpieczna, można jedynie narazić się na śmieszność. Najczęściej po to, by po faktycznym zgłębianiu tematu przyszedł satysfakcjonujący moment opamiętania, pokory i zadumy nad mądrymi słowami Sokratesa ‘wiem, że nic nie wiem’. Życzę wszystkim takich chwil, a najbardziej sobie. Pozdro.
1 2-2 2 3-2 3 4-2 4 5 6 7 9 99 9999 99999 WH3A1633-copy

3 thoughts on “Rozmowy w drodze. Prawda czasu i prawda przekazu.”

  1. Znajomy wrzucił w innym miejscu następujący komentarz:

    'Gdzieś czytałem,że trzymanie dłoni na biodrach (podpieranie się pod boki) jest odbierane w Azji jako postawa agresywna (rozmówca jest przygotowany do ataku). Na wielu zdjęciach w takiej postawie Autor Bloga rozmawia z miejscowymi.W Europie ,USA taka postawa symbolizuje „luz” Oczywiście miła twarz,ton głosu,uśmiech na pewno redukują u Azjatów wrażenie „agresywnej postawy”. Czy coś Pan Autor Bloga wie na ten temat ?? ,bo jeśli to jest prawda co ja piszę ( wyczytałem to dość dawno temu gdzieś w internecie) to może warto zmienić postawę w czasie rozmowy w Azji.Pozdrawiam !!’

    Podziękowałem i odpowiedziałem, że rzeczywiście nic na ten temat nie czytałem, ani nikt mi nie zwrócił uwagi. Niestety wpadamy tu czasem nieświadomie w takie pułapki, nawet nie zdawałem sobie sprawy, że tak się często wobec rozmówcy ustawiam. Pobieżne googlowanie nie zwraca satysfakcjonujących odnośników, chociaż coś może być na rzeczy, bo znalazłem poniższy link. Ktoś potwierdzi?

    http://center-for-nonverbal-studies.org/handhips.htm

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *