Więc na łodzi byli sami Rosjanie, dwoje Łotyszów, my i dwóch Arabów, którzy chyba pomylili wycieczki, bo łowieniem nie byli zainteresowani, pływać nie chcieli, ryb nie jedli że względów religijnych, a w drodze powrotnej poszli spać na dolnym pokładzie. Dziwne typy. Ale wracamy do tuńczyka. Wzięliśmy go że sobą i po powrocie upchnęliśmy do lodówki, w której hotel trzymał napoje i wód (wcześniej zawinęliśmy go w czarną folię, żeby się właściciel nie pieklił) i ruszyliśmy na poszukiwania knajpy, która przygotuję nam z niego ucztę.
Nie będę się rozwodził, napiszę tylko, że po krótkiej rundzie po okolicznych seafoodowych restauracjach, które przygotowują świeże ryby, ale z zasobów własnych, czyli umieją, wiedzieliśmy że rybę przygotują nam bez problemu za stosunkowo małe pieniądze (od 20 do 40zl). Ale postanowiliśmy uderzyć jeszcze do w miarę eleganckiej restauracji sushi. Tam powiedzieli, że za 40zl da radę, ale wyglądali na nieco zdezorientowanych i zaskoczonych sytuacja. Do tego byli młodzi i wydawali się mało doświadczeni. Ale mówię, restauracja była elegancka, czysta, zupełnie co innego niż przychodnikowa w gruncie rzeczy smażalnia. A my mieliśmy dwie godziny wcześniej złapanego tuńczyka, tymi rękami, krew na portkach itp., więc nie chcieliśmy go dawać byle komu.
Pogadaliśmy w drodze powrotnej do hostelu, wzięliśmy rybę z lodówki i ruszyliśmy, na skrzyżowaniu skręcając w stronę smażalni, by po 2 metrach zgodnie zawrócić i udać się do suszarni. Koleś sushimaster jak zobaczył rybę to mu się zaświeciły oczy, powiedział że zrobi za 30zl, ale jak będzie miał dużo roboty z innymi klientami w restauracji to mogą być przerwy między kolejnymi porcjami (my usiedliśmy przy barze, żeby mu cały czas patrzeć na ręce, bo nie damy skrzywdzić naszego tuńczyka). Jak tylko zobaczyliśmy jak się chłopak za te rybę zabiera, nie mieliśmy wątpliwości, że dokonaliśmy właściwego wyboru.
Ciał ją jak złoto, aż się z przyjemnością patrzyło, jak najpierw z kliniczną precyzja czyści, potem filetuje, tnie zgodnie z zasadami sztuki, z precyzja elegancja i dbałością o szczegóły i estetykę układa kolejne świeże, soczyste i pachnące dania na talerzach, opowiadając o nich, no było to coś niesamowitego, zdecydowanie jedno z najbardziej ekscytujących doznań kulinarnych i okołokulinarnych w życiu, do teraz jak to wspominam to się cieszę jak głupek. Przypominam, że tuńczyk miał że 2 klio, więc było tego naprawdę sporo i wychodziliśmy zdecydowanie usatysfakcjonowani, ale, co ciekawe, nie jakoś specjalnie objedzeni. Sushi master okazał się mieć 30 lat, długoletnie doświadczenie, pasje do tego typu kuchni, no wychodziliśmy szczęśliwi z namiarami na chłopaka, bo jak jeszcze kiedyś będziemy mieć tuńczyka na Phuket, to wiemy gdzie uderzać.
To był super dzień, gadaliśmy potem z Monią, że na jego zajebistość złożyło się wiele czynników, bez których inne traciłyby czar. Łowienie nie było wcale super, ale z racji, że w jego efekcie mieliśmy te rybę, to będziemy je długo wspominać. Sashimi z tuńczyka, no cóż, jesteśmy zadeklarowanymi fanami od dawna, ale to był nasz tuńczyk, własnymi rękami złowiony, a gdy go jedliśmy w umywalce hotelowej odmaczała się jego krew z ubrań. Moc.
czerwone pryszcze już nie psują mi twarzy,
sam też stoję trochę z boku,
wiem, że dobrze jest być i dobrze jest mieć,
już nie mieszkam w bardzo długim bloku. za grabażem.