Filipińczycy uwielbiają muzykę, wiele domostw, których mieszkańców do zamożnych zaliczyć raczej nie można, wyposażonych jest w podświetlane ledami i mieniące się wszystkimi kolorami tęczy ogromne i mocarne kolumny głośnikowe, taki swoisty powód do dumy właścicieli. A jak się ma taki sprzęt to by było trochę szkoda słuchać w zaciszu domowym jakiegoś smętnego plumkania. TO MA GRAĆ KURWA!
Zaraz potem zaczęła się niestety prezentacja charakterystycznych filipińskich miksów muzyki takiej dyskotekowej, klubowej, gdzie basy dudnią na całą wioskę i zasadniczo nie bardzo wiadomo o co chodzi. Może to mieć swój urok w dobrym towarzystwie po paru łykach Emperadora na dansingowym klepisku, bo w życiu przecież też trzeba znaleźć miejsce na jumping dance, ale tego typu rozrywka przed szósta rano w niedzielę była, mówiąc oględnie, zaskoczeniem.
A wiecie, jak już ktoś rozwinie kable i zacznie nadawać, co uzna za stosowne, to sąsiedzi nie mogą pozostać dłużni i w jakiś kwadrans mieliśmy w promieniu tak 50 metrów (chałupy są tu budowane w bliskim sąsiedztwie) że 3 konkurencyjne stacje nadające mocne bity głośniej niż radio vavamuffin. Przynajmniej sobie wstałem i wklepałem te parę słów przed śniadaniem. Pozdro.
czerwone pryszcze już nie psują mi twarzy,
sam też stoję trochę z boku,
wiem, że dobrze jest być i dobrze jest mieć,
już nie mieszkam w bardzo długim bloku. za grabażem.