Monia:
Zdjęcia poniżej to potajfunowy obraz Tingtingon, części Marikabanu, filipińskiej wsi na wyspie Bantayan. Dzięki naszym gospodarzom, czyli rodzinie Ilustrisimo, Marych i ja jesteśmy tu traktowani jak dobrzy znajomi. Każdy, kto miał przyjemność spędzić tu trochę czasu z pewnością potwierdzi, że miejsce jest nad wyraz urocze. Póki co, ten urok jest mocno nadgryziony zębem tajfunu. Całe skupiska bambusowych domostw zamieniły się w poYolandowe rumowisko ścian, dachów i podłóg poplątanych fragmentami zniszczonych instalacji. Niewiarygodne, że mimo tragedii i chaosu dookoła, ludzie pozostają nastawieni pozytywnie, otwarci i nadal uśmiechnięci. Trzymajcie za nich kciuki i wspierajcie w trudzie odbudowy tego fantastycznego miejsca. Praca w toku i wygląda to coraz lepiej.
Tymczasem nadal mieszkamy w Santa Fe. Powrót do Marikabanu sie opóźnia ze względu na przeszkody obiektywne. Trwa remont domu,, nadal nie ma wody, ale podłączenie ma być kwestią kilku dni, prądu ma nie być kilka miesięcy, a co za tym idzie nie ma dostępu do internetu. Wodę zasadniczo można czerpać ze studni, prąd jest większym problemem, bo poza oczywistymi kwestiami, jego brak uniemożliwia zajęcie sie zdjęciami i filmami, których nazbierało sie mnóstwo, a bez internetu Marcinek ma kłopoty z zajęciem się sprawami finansowymi. Po początkowych doniesieniach, że z internetem może być podobnie jak z prądem, przebąkiwaliśmy wstępnie o tym, że przyjdzie nam Bantayan opuścić. Na szczęście mobilny internet Smart Bro jak już zatrybi, to działa dość stabilnie. Jesteśmy dobrej myśli.
Marych:
Pomoc
organizowana jest gęsto, ale gminna wieść niesie, że znaczna jej część ginie po drodze
w odmętach Manilskiej biurokracji, a na prowincję docierają ochłapy. Kraj toczy
paskudna korupcja, ujawniająca się teraz ze spotęgowaną siłą. Niestety wygląda to tak, że ludzie na hurra są przez pierwszych parę dni zasypywani
ryżem, chińskimi zupkami, kawą i często przeterminowanymi konserwami, z
którymi to darami nie bardzo nawet mają co zrobić. Po paru dniach
międzynarodowa wrzawa cichnie, a pomoc potrzebna jest zwłaszcza wtedy, gdy
ludzie ogarną się na tyle, by zająć się odbudową zrujnowanych domostw. W
związku z tym podejmowane są inicjatywy bezpośredniej pomocy organizowanej przez
osoby prywatne.
Zapewniam, że pomoc w takiej
formie spotka się z ogromna wdzięcznością miejscowych, wśród których Polacy już
cieszą się dużą sympatią, a na środku wsi, przed domem lokalnego artysty wisi
własnoręcznie wykonana polska flaga.
Jeżeli ktoś chciałby bezpośrednio wspomóc proces odbudowy domów w wiosce, zapraszam do kontaktu poprzez formularz na blogu, mailing prywatny, lub kontakt z Michałem, lub Wojtkiem i Paula. Pozdro.
aż płakać się chce…
Wygląda to wszystko coraz lepiej, zatem w górę serca. Pozdro.
Jako postronny obserwator wszego bloga (ktorym – przyznam – "sie zarazilem" i zainteresowaniem sledze) chcialem tylko zauwazyc, ze owo vimeo na ktore wrzucasz filmiki to jakas masakra jest. Przy slabszym necie praktycznie sa nie do obejrzenia. A dotad nie udalo mi sie znalezc jakiegos (tajnego w tym przypadku) przycisku, ktory umozliwialby zmniejszenie rozdzielczosci (wzorem youtuba np.). No chyba, ze ktos wie, jak to zrobic?
Dzięki za uwagi. Jest jakiś mglisty plan, żeby to wszystko wyeksportować do youtube'a, ale co z tego będzie zobaczymy. W każdym razie obiecuję, że przemyślimy temat i postaramy się, żeby było przyjemniej i bardziej intuicyjnie. Pozdro.