Spędziliśmy z Mateuszem i Markiem te parę dni w Bangkoku w międzyczasie żegnając Domela, bo ten udawał się już na zasłużony odpoczynek do stolicy naszego pięknego kraju by cieszyć się słoneczna wiosenna pogoda i towarzystwem uśmiechniętych rodaków.
Obeszliśmy miasto na tyle, na ile pozwalał dość męczący upał, czyli nie było to może kilkanaście kilometrów dziennie i więcej jak to się drzewiej zdarzało, ale można powiedzieć, że chłopaki zaliczyli zestaw obowiązkowy, może nieco okrojony, ale spoko, tym bardziej, że nie są typami zwiedzaczy na piechotę, co my z Monia w wielkich metropoliach akurat lubimy najbardziej. To była nasza trzecia wizyta w Bangkoku i, o ile miasto nieodmiennie fascynuje i znudzić się nim nie można nigdy, o tyle nie chodzi się już non stóp z opadnięta szczęka i wybałuszonymi gałami, czego potem efektem są wpisy, jak te z początku tej podróży.
Po kilu dniach chłopaki stwierdzili jednak, że chcą śmignąć na południe, wybór padł na Krabi, Monia uznała, że to dobry pomysł, zatem ruszyliśmy we czworo nocnym autobusem z południowego terminala z zamiarem schłodzenia rozgrzanych miejskim żarem ciał. Nie mogłem za bardzo spać, siedzieliśmy w środku nocy na piętrze tuż za przednia szyba autobusu, kilometry uciekały i dopadł mnie pewien rodzaj melancholii. Zdałem sobie sprawę jak bardzo jesteśmy szczęśliwi, jak niczego nam ostatnimi czasy nie brakuje do szczęścia, jak niewieloma poważnymi kłopotami zaprzątamy sobie głowy, mam koło siebie zajebista kobietę, żyjemy i robimy rzeczy, o których zawsze marzyliśmy (przyznaję, że ja osobiście mniej, ale po tych kilku miesiącach, w ciągu których trafiliśmy na fantastycznych ludzi i we wspaniałe miejsca, jestem absolutnie totalnie stuprocentowo pewien, że była to dobra decyzją i za przekonanie mnie do niej będę Moni zawsze niezmiernie wdzięczny).
W życiu bym nie pomyślał, że ten w sumie dość krótki okres z perspektywy całego życia tak mocno na nie wpłynie i tak gruntownie zmieni do niego podejście. A to przecież dopiero początek, dopiero zaczynamy. Można było wcześniej, to prawda, ale w życiu wiele rzeczy przychodzi jednak naturalnie, do podjęcia pewnych decyzji trzeba dojrzeć, poczekać, aż skrzepną na tyle, by stanowić po pierwsze realistyczną, a po drugie naprawdę pożądaną alternatywę dla życia, jakie się prowadziło dotychczas. Dobra, wystarczy filozofii.
Z planowanego schładzania dupska niewiele w Krabi wyszło, bo woda była tak ciepła, że o niewielkim ukojeniu można było jedynie myśleć naprawdę daleko od plaży, a nie zawsze się chciało drałować taki kawał (że sto, dwieście metrów od brzegu woda sięgała ledwo powyżej pasa. Z racji, że w ośrodku było naprawdę mało ludzi dostaliśmy ofertę upgrejdu (zamiast najtańszego pokoju w większym budynku, jaki wcześniej bukowaliśmy, zaproponowano nam nieco lepszy, za mała dopłatą), a gdy grzecznie odmówiliśmy pani w recepcji z uśmiechem stwierdziła, że w takim razie da nam do dyspozycji dwa najlepsze domki w ośrodku za friko. Ofertę przyjęliśmy, był to bardzo miły gest potwierdzający wcześniej wyrobiona opinie o zajebistości Tajczykow, zwłaszcza na prowincji.
W Krabi obawiałem się trochę tłumów i hardkoru jaki zastaliśmy swego czasu na wyspie Phuket, ale miejscówka Klong Muang była oddalona nieco od głównych centrali przetwórstwa turystycznego, dodatkowo było już chyba nieco po sezonie, więc delektowaliśmy przez parę dni się cisza, spokojem i bezludna plaża.
Dziś ostatnią noc przed wylotem do Mumbaju, potem kilka dni w Londynie, a potem już widzimy się w Polsce kochani. Nie będzie podsumowań, nie będzie pożegnań łez i tęsknoty, bo, tak jak pisałem wcześniej, nie żegnamy się z Azja, a jedynie na parę miesięcy odwiedzamy Europę, by się z Wami znów zobaczyć i pozamykać to i owo. Do zobaczenia zatem, szykujcie wiosenna pogodę :)
INFORMACJE PRAKTYCZNE:
Autobus z Bangkoku do Krabi kosztuje 680Baht/oś. Podróż trwa 12 godzin. Autobusy odjeżdżają o 18:00 i 20:30 z Southern Bus Terminal. W cenie biletu zapewniony jest posiłek w czasie przerwy.
Z Krabi, z dworca autobusowego trzeba wziąć autobus do Klong Muang lub Ao Nang. Taksówka kosztuje ok. 500-600 Baht, ale być może byliśmy zbyt zmęczeni na skuteczne negocjacje
Baiyoke Sky Hotel w Bangkoku: cena bilety na wieże widokowa: 360baht, cena biletu łączonego z Seafood Buffet ‘all you can eat’: 560 Baht.
czerwone pryszcze już nie psują mi twarzy,
sam też stoję trochę z boku,
wiem, że dobrze jest być i dobrze jest mieć,
już nie mieszkam w bardzo długim bloku. za grabażem.
this is not even funny;) https://www.facebook.com/photo.php?fbid=111899677378&set=a.111884727378.100083.565447378&type=3&theater nie wiem czy się dobrze wyświetli,ale trafiłam na tego bloga totalnie przypadkiem i zdjęcie mi dosłownie mignęło,szukałam przepisu na sushi,a tu taki kwiatek:)pozdrawiam Monikę!
siema, nie wyswietla sie ten link, wiec trudno domyslic sie o co chodzi. pozdro.
a ja tam jade za tydz!;)
Super, baw się dobrze. Pozdro :-)
A my tu jesteśmy teraz������ super miejsce������
Klong Muang? Pogłaskajcie zwierzaki ;-) Miłego pobytu!