Wyspę zjechaliśmy znów na wypożyczonym skuterze, ale tym razem trafiła nam się ostatnia dostępna w wypożyczalni sztuka, mocno niestety podmęczona, co chwila wychodziły jakieś irytujące duperele. Z racji, że był podrapany, a plastiki tu i ówdzie były popękanie, obfotografowaliśmy go jeszcze dokładniej niż zwykle, ale tym razem przy zwrocie nikt nawet nie pofatygował się na parking, by ten pojazd obejrzeć. Może dlatego, że lało jak z cebra, przez ostatnie 20 minut drogi powrotnej przemokliśmy do suchej nitki, dosłownie z nas kapało.
Wypożyczalnia nalegała tym razem na pozostawienie w depozycie paszportu, a tego staramy się unikać, ale podałem stary paszport, dawno unieważniony, podziurkowany, że zdjęciem na którym mam chyba z 18 lat. Przeszedł bez problemu, nikt nawet nie mrugnął okiem.
Koh Samui jest wyspą znacznie mniejszą od Phuket, pętla wokół to może jakieś 50-60 kilometrów, objazd zajął nam niecały dzień, z zatrzymywaniem przy głównych atrakcjach, czyli wielkim posągu Buddy, krótkiej wspinaczce na wodospady Namuang, objechaniu paru punktów widokowych (w tym skalistej Lamai Beach że skałami Hin Ta i Hin Yai.
Zajechaliśmy też w odwiedziny do świątyni Wat Khun Aram, w której znajdują się zmumifikowane w siedzącej modlitewnej pozycji zwłoki byddyjskiego przywódcy duchowego Loung Por Ruam. Był on zamożnym i szanowanym obywatelem, który rozdał majątek ubogim, by poświęcić się życiu zakonnemu. Zmarł medytując w 1973 roku, a jego zwłoki uległy naturalnej mumifikacji, co jego uczniowie uznali za cud i postanowili wystawić mumie na widok publiczny. Znacznej liczbie mnichów się to nie spodobało i do dziś stanowczo protestują.
Z Koh Samui zużytym długa służba promem Seatran Discovery (na polecane i chwalone katamarany Lomprayah w tej samej cenie zabrakło biletów, bo rezerwowaliśmy z zaledwie jednodniowym wyprzedzeniem) zawiózł nas na Koh Tao. Właśnie siedzę przed szkółką nurkową w której za 10 minut zaczynamy czterodniowy kurs dla początkujących. To jedna z rzeczy, na którą najbardziej cieszyłem się przed podróżą, będzie zajebiście.
czerwone pryszcze już nie psują mi twarzy,
sam też stoję trochę z boku,
wiem, że dobrze jest być i dobrze jest mieć,
już nie mieszkam w bardzo długim bloku. za grabażem.