Przy wiejskiej drodze wiodącej wzdłuż wschodniego wybrzeża wyspy Bantayan z Santa Fe do Madridejos oczy raduje duże rozlewisko. W czasie przypływu wciska się weń z impetem przez wąskie gardło morska woda tworząc urokliwe miejsce, które nazwaliśmy roboczo laguną.
Wokół porośniętych namorzynowymi zaroślami brzegów rozsiadło się kilka skromnych rybackich wiosek, na niemal płaskiej tafli wśród mangrowców leniwie kołyszą się małe łódki ich mieszkańców, umorusane dzieciaki kąpią się radośnie w płytkiej, ciepłej wodzie. Zwróciłem też uwagę na mężczyzn upychających do worków i wywożących łodziami pozyskiwany tam piasek, ale to już chyba mniej oficjalna działalność. W każdym razie okolica jest malownicza i często zabieramy tam znajomych odwiedzających Bantayan przejazdem.
Tuż obok prowadzącej do laguny drogi rozciąga się kilka wielkopowierzchniowych, zasilanych woda z oceanu stawów hodowlanych. Przejeżdżaliśmy tamtędy wielokrotnie i mimo, że zawsze wzbudzały ciekawość, jakoś nigdy nie było okazji by podjechać i porozmawiać z mieszkającą tam rodzinką. Kręcąc się któregoś dnia po wyspie postanowiłem jednak podbić na rekonesans.
Gospodarstwo powstało w latach siedemdziesiątych, patrząc na skalę przedsięwzięcia niemałym nakładem pracy i środków. Mieszkający na jego terenie pracownicy i pomocnicy dochodzący z zewnątrz zajmują się hodowlą narodowej ryby Filipin, która nazywa się lokalnie Bangus. Nazwa angielska to Milkfish, co czyniłoby ją w najgorszym razie Rybą Mleczną w języku polskim, ale widocznie polskim ichtiologom brakuje wyobraźni i fantazji, bo nazwali ją mało finezyjnie po prostu Chanos (zapewne od taksonomicznej nazwy łacińskiej Chanos chanos).
Bangus jest jedynym żyjącym, za to bardzo licznym przedstawicielem rodziny chanosowatych (Chanidae), spokrewnionej z tuńczykami i łososiami. Ryba cieszy się statusem narodowej ryby Filipin ze względu na powszechność i obfitość – występuje praktycznie na terenie całego kraju zarówno w wodach otwartych jak i w licznych płytkich słonowodnych stawach. Jest bardzo łatwa w hodowli, dodatkowo znacznie tańsza, niż inne gatunki ryb. Larwy tuż po tarle masowo poławia się w morzu i przenosi do zbiorników zamkniętych, gdzie narybek szybko przybiera na wadze, co czyni hodowlę bardzo wydajną. W fazie wzrostu ryby żywią się głównie glonami, algami i bezkręgowcami, głównie mięczakami. Dorosłe osobniki na wolności dorastają nawet do półtora metra, te hodowlane odławia już się gdy mają 20-40 cm, czyli ok 250-500 g. W gospodarstwie, które mieliśmy przyjemność odwiedzić bangusowe żniwa urządzane są co kwartał.
Skorzystaliśmy z zaproszenia szefa (tego w kapeluszu) i wybraliśmy się z uzbrojoną w aparat Monią przy jednej z takich okazji odwiedzić stawy ponownie. Nie jestem pewien, czy widać, ale robota jest raczej nieprzyjemna, niemal po pachy w wodzie i założę się, że po kolana w błocie, bo dno tam było ewidentnie miękkie i muliste. Mniej zajęci panowie byli za to całkiem rozmowni i cieszę się, że mieliśmy okazje się o ich pracy paru ciekawych rzeczy dowiedzieć. Ryb nie chcieliśmy, znamy bangusy, bo kupowaliśmy je łowione siecią w oceanie na wyspie Siquijor. Nadają się zarówno na grilla, jak i na patelnię, choć mniejsze sztuki są nieco ościste. Te hodowlane wydały nam się jednak jakoś mniej apetyczne, może innym razem. Pozdrawiamy.
czerwone pryszcze już nie psują mi twarzy,
sam też stoję trochę z boku,
wiem, że dobrze jest być i dobrze jest mieć,
już nie mieszkam w bardzo długim bloku. za grabażem.
jak zawsze piękne zdjęcia !
jak zawsze piękne zdjęcia !
Dzięki Dariusz. Monia… nie poradzę ;-)